Skip to main content
ArchiwumFelietonyKulturaLublin

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój

By 3 stycznia 2009No Comments

W czasie audycji radiowej przed PJ w Lublinie padło pytanie: „Z tego co słyszę, jesteście tak pełni zapału, że to aż niemożliwe… A co po powrocie z Przystanku Jezus do waszych domów, rodzin?”…

Photo: Stefan Wagner, trumpkin.de

Chciałabym opowiedzieć, jak w to Boże Narodzenie Jezus otworzył mi oczy, że narodził się w mojej rodzinie i jak, zaproszony, przyszedł z całą Świętą Rodziną. Kiedy dzieliliśmy się we wspólnocie opłatkiem, wiele osób życzyło mi, aby Pan Jezus narodził się w moim sercu i w sercach moich najbliższych. Wcześniej takie życzenia, chociaż nie słyszy się ich często, wydawały mi się ładną formułką, ale w tym roku przyjmowałam je z nadzieją i wiarą, jak błogosławieństwo drugiej osoby nade mną.

I wyprosili Go – Księcia Pokoju. Chociaż nie mówiłam o Nim, nie nauczałam ani pouczałam, a może właśnie dlatego, zstępował na nas Jego Pokój. Nie było kłótni, nieporozumień, wyrzutów, oskarżeń. A ja robiłam swoje. Rodzice, zajrzawszy do mojego pokoju, widzieli mnie pochyloną, czasem z zamkniętymi oczami, nad Pismem Św., słyszeli, jak czytam czytania i śpiewam Psalmy w kościele. Przy zapalaniu świecy odważyłam się powiedzieć „Światło Chrystusa”, z drżeniem, że nie znają odpowiedzi, ale przypomniałam sobie radę „śmiechem, żartem” – roześmiałam się i dokończyłam: „Bogu niech będą dzięki”.

Gdy rozważałam Słowo o Świętej Rodzinie, Jezus pokazał mi, jak bardzo kocha moich rodziców i braci – chciał, żebym się wśród nich urodziła i dorastała – i jak bardzo w nich żyje, w moim Nazarecie. Dał mi też docenić modlitwę pracy. Zawsze byłam raczej typem naukowca i nie garnęłam się do pracy fizycznej, pomocy w kuchni, sprzątania. Nawet w przerwie świątecznej wolałam zajmować się nauką niż pomagać rodzicom. Pamiętam jedno zdanie mojej mamy, które w ubiegłe Święta Wielkanocne zamknęło mi usta. Rozmawiałyśmy, niezbyt pokojowo, że w kościele jest wystawiony Najświętszy Sakrament. „Pan Jezus czeka, a ty tylko pracujesz i pracujesz, i mnie wyrzucasz, że idę”. „To dlaczego nie zaproponowałaś, że coś za mnie zrobisz, żebym i ja mogła pójść?”.

W tym roku mieliśmy we wspólnocie wieczory adwentowe z ikonami, m.in. ikoną św. Józefa. Profesor Klauza mówił o silnych, spracowanych, a jednocześnie czułych dłoniach Józefa, które widział Jezus, i jak ważne jest, żeby dziecko widziało ojca przy pracy: „Wtedy rozumie to, co ma, i lepiej rozumie to, czego nie ma”. Prosiliśmy Ducha Św., przez wstawiennictwo św. Józefa, o ukochanie pracy i naszych obowiązków. Nie opiszę, jak bardzo czułam, jak Pan Jezus i św. Józef wstawiają się za mną o tę łaskę. W tym roku nie czekałam, aż inni pokażą mi palcem, co robić. Cieszyłam się pracą, bo wiedziałam, że jest służbą. Modliłam się przy niej, śpiewałam kolędy i rozmyślałam nad Ewangelią Jezusa: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. A Pan później – już po świętach – błogosławił mi w pisaniu trudnego dla mnie fragmentu pracy magisterskiej.

Życzę wszystkim pokoju i miłości. PAX.
Emilia