Skip to main content

Rozsypane dobro … cz.I.

p10100651

Dynamika podczas rekolekcji kleryckich w Tuchowie

 

Dary łaski i powołanie Boże są nieodwołalne (Rz 11, 29)

 

Zamiast wstępu

            Z ogromną wdzięcznością w sercu, przystępuję do spisania tych kilku stron, które będą próbą zebrania doświadczenia ostatnich lat w kontekście spotkań z ludźmi powołanymi do kapłaństwa na etapie drogi seminaryjnego wzrostu i formacji. Doświadczenie to bierze swój początek w spotkaniach jak najbardziej nieformalnych, naznaczonych olbrzymim ładunkiem wiary, modlitwy i szczerych rozmów, których nie da się toczyć przy mikrofonach i widzach. Sięgają one głębi serca obdarowanego czymś tak mocnym a zarazem tak delikatnym, że „strach” utracenia misterium staje się uzasadniony w najwyższym stopniu.

            Poniższe dzielenie się, niech będzie maleńką formą spłaty długu wobec tych wszystkich, którzy obdarowali mnie zaufaniem i tych którzy zapraszali naszą Wspólnotę do przebywania pośród siebie i wspólnego przeżywania czasu rekolekcji, dni skupienia, konferencji, czy grup dzielenia.

dsc_0109

Konferencja podczas rekolekcji kleryckich w Rzeszowie

 

Bóg nie przeżywa kryzysu!

Nie ma kryzysu powołań. Bóg nie przeżywa kryzysu. Jeśli jest kryzys, to dotyczy on raczej struktur przygotowawczych.” (D. Ange – Święci na trzecie tysiąclecie; MIC Warszawa 2002; s. 115).

            Te kontrowersyjne dla niektórych słowa sprawdzają się za każdym razem, kiedy odwiedzamy kleryckie wspólnoty seminaryjne. Od 1999 roku, gościliśmy jako Wspólnota w ponad dwunastu Seminariach w Polsce na zaproszenie biskupów, rektorów, ojców duchownych.

            Jest to dla mnie zawsze bardzo wzruszające doświadczenie spotykać się z młodszymi braćmi, którzy odważyli się postawić nogi na ścieżce powołania kapłańskiego. Zawsze stawiam im pytanie dlaczego idą tą drogą? Nie po to, by podważyć, ale by sprowokować odkrycie jak bardzo zostaliśmy obdarowani ponad miarę. Szczególnie w dzisiejszym świecie, wydaje się niemożliwym wejść na tę drogę, bez bycia pociągniętym więzami szczególnej miłości.

            Podczas bardzo osobistych rozmów w których młodzi obdarowują nas wyjątkową szczerością i zaufaniem, otwierając swoje serca, ukazują głębię działania Boga w ich życiu. Ich doświadczenie wydaje się być w wielu przypadkach o wiele głębsze od doświadczenia odpowiedzialnych za nich moderatorów, którzy nieraz nie wiedzą co z tym zrobić. Spotykamy dziś zupełnie nowe pokolenie ludzi naznaczonych szczególnym charyzmatem wzywającym i uzdalniającym do dzieła Nowej Ewangelizacji, rozumianej jako ukazywanie Chrystusa w bardzo osobistym doświadczeniu spotkania ze Zmartwychwstałym.     Doświadczenie to nie zastępuje potrzeby formacji ludzkiej, tym bardziej, że wielu z kandydatów tej drogi ma bardzo mocne doświadczenia połamania przez grzech i niesprzyjające środowiska rówieśnicze z wczesnej młodości. Jednak tajemnicze obdarowanie, które dotyka ich serc, jest silniejsze niż pokusa wygodnego życia w dostatku. Młodość którą obdarowuje ich Pan jest pełna zdolności do ryzykowania i stawiania wszystkiego na jedną szalę, bez względu na cenę jaką przyjdzie im za to zapłacić. Charakteryzuje to doświadczenie głębokie rozumienie i umiłowanie Kościoła jako Wspólnoty – Ciała Chrystusa. 

            Niektórzy z kleryków trzymają kontakt listowy. To bardzo zobowiązujące uczestniczyć w ich życiu i widzieć działanie żywego Boga z którym podejmują szczery dialog.

            Oto fragment listu, napisanego po wielu miesiącach od rekolekcji które prowadziliśmy w jednym z seminariów. Jest on świadectwem wielkiej otwartości jak i działania Boga w sercu dwudziestoczteroletniego mężczyzny, który kończy formację seminaryjną. Doświadczenie to wymaga uszanowania i wzmocnienia:

„Nie miałem okazji wcześniej, więc po jakimś czasie, ale chciałem bardzo serdecznie podziękować za tamten czas rekolekcji, które poprowadziliście dla naszego seminarium. To był święty czas. Naprawdę święty, bo to był czas, kiedy moje serce bardzo mocno doświadczało bliskiej obecności Pana. To doświadczenie nie było mi obce, ale każde takie doświadczenie jest czymś wyjątkowym, nie może być inaczej, bo każde doświadczenie Bożej obecności jest czymś niesamowitym, tak na dobre nie da się tego wyrazić. Pan, który mówi przez Słowo, i to tak mówi, że wie się, że mówi właśnie do mnie, do mojego serca. I nie tylko przez Słowo, ale przez cały ten czas mówił Pan. W końcu nic dziwnego, w końcu nasz Pan nie jest jak bożki pogańskie, które mają usta ale nie mówią. Wie Ksiądz, w jakiś sposób stał się Ksiądz dla mnie takim namacalnym świadkiem tego, że warto iść za pragnieniem serca, takim pragnieniem, które popycha do czegoś więcej, do poszukiwania pełni życia, nawet jeśli trzeba pójść pod prąd i zaryzykować. Od jakiegoś czasu poszukuję swojego miejsca w Kościele. Wiem na pewno, że Pan powołał mnie do kapłaństwa, ale moje serce szuka czegoś więcej, znaczy się czegoś trochę innego niż kapłaństwo diecezjalne. Muszę to teraz w takim uproszczeniu ująć, ale mam nadzieję, że to dobrze Ksiądz zrozumie. Fundamentalna jest dla mnie potrzeba wspólnoty. Moje życie duchowe, nawrócenie, powrót do Kościoła łączyło się bardzo mocno, z poszukiwaniem i doświadczaniem wspólnoty (był to Ruch Światło-Życie). Cała historia tego jest dla mnie ciekawa, ale nie będę jej tu przytaczał. I to wspólnota pozwoliła mi rozwinąć się, doświadczyć bogactwa i piękna Kościoła, a najbardziej żywego Boga. Zarówno Oaza jak i Odnowa, która później przez jakiś czas mi towarzyszyła. Kiedyś podzieliłem się tym z innymi, że lata spędzone w seminarium nie dały mi tego, co dała mi wspólnota. W sumie od początku myślałem o wspólnocie zakonnej, ale Pan mnie tu postawił, i dziś mogę powiedzieć, że to było w Jego zamyśle, po owocach to poznaję. Ale cały czas była to mniej lub bardziej dająca o sobie znać potrzeba wspólnoty i to bardzo konkretnego jej doświadczania, nie tak powierzchownie. Drugi taki akcent to misyjność, która zawsze dawała się mi odczuwać jako wielka potrzeba i pragnienie. Taki mocny moment to pewien kongres misyjny, tuż przed wstąpieniem do seminarium, na którym usłyszałem świadectwo jakiejś siostry ze Wschodu, która mówiła o tym, jak ludzie czekają na kapłana czasem kilka lat, i to naprawdę czekają na jedną Eucharystię. I wtedy w sercu poczułem, że chcę iść właśnie do takich miejsc, że nie chcę inaczej. Potem każda taka historia bardzo mocno trafiała w moje serce, i do dziś tak jest. Mam także takie doświadczenie z Wielkiego Czwartku w tamtym roku, kiedy modliliśmy się rano w kościele seminaryjnym, a ja miałem obraz nieopierzonego jeszcze pisklęcia, które wyciąga i rozwiera swój dzióbek, czekając na pokaram i jest karmione przez matkę. To nie chodzi tylko o typowe misje, ale także o ewangelizację, bo to jest ten sam głód Boga, Jego słowa i Ciała. Głód, który dotyka wielu, młodych i starszych (wielu jest głodnych i nie wie, nawet jakiego pokarmu pragnie). Pewnie właśnie dlatego ewangelizacja jest mi tak bliska, nawet nie tyle bliska, ale jak mówi św. Paweł, biada mi gdybym nie głosił Ewangelii. Trzecim akcentem jest radykalizm, tak bym to nazwał. I nie chodzi o to, że ja jestem jakoś super radykalnym chrześcijaninem, o którym można by powiedzieć chodząca Ewangelia. Doświadczam bardzo mocno, i bardzo konkretnie mojej słabości. Ale pośród słabości doświadczam wybrania i Miłosierdzia Pana. I to jest coś niesamowicie pięknego. Nawet bym powiedział, że mogę być wdzięczny za doświadczenie mojej słabości, bo to pozwala mi doświadczać jednocześnie wspaniałości Pana, który jest ponad nią.  Ale jest w moim sercu wielkie pragnienie radykalizmu Ewangelii, przeżywania Ewangelii bardzo serio w moim życiu. Życzę tego sam sobie, żeby moje życie mogło być Ewangelią. To znaczy odkrywać się w Ewangelii, odkrywać jej aktualność dzisiaj w moim życiu, i pozwalać jej przenikać moje życie. I szukam takiego miejsca, które na to wszystko by mi pozwoliło. Pan postawił na mojej drodze wspólnotę Chemin Neuf, i być może już niedługo będę chciał przejść do niej, aby tam dalej kroczyć drogą powołania. Ucieszyłem się jak przeczytałem, że i Wspólnota św. Tymoteusza szykuje się, aby stać się wspólnotą życia. Uważam osobiście, że to przyszłość żywotności Kościoła. Może u nas w Polsce jeszcze tego tak nie widać, ale myślę, że Kościół Żywy, będzie bardzo mocno związany ze wspólnotami. To zresztą nie nowa intuicja, bo bardzo mocno obecna na Soborze Watykańskim II i w nauczaniu Jana Pawła II. Powiem tak, że jak czytam Dniela Ange’a: Święci na trzecie tysiąclecie, to moje serce ledwo utrzymuje się w klatce piersiowej. No dobrze, wcale nie planowałem tak się rozpisać, ale chciałem się tym z Księdzem podzielić, naprawdę chodziło to za mną, żeby móc właśnie z Księdzem o tym pogadać. No i proszę. Gdyby pewne momenty wydawały się bardziej górnolotne, to niech się Ksiądz nie przejmuje, bo to są najgłębsze pokłady serca, o których mówię i tak właśnie to czuję, więc jakkolwiek by to nie brzmiało jest szczere i autentyczne.”

 

            Cóż można dodać do takiego wyznania? Stanowi ono niezłą prowokację do rachunku sumienia dla nas, którzy jak Heli staramy się służyć Panu a jednak nie umiemy oprzeć się niebezpieczeństwu duchowego zestarzenia się i przyzwyczajenia do Najświętszego, które zabija miłość i osobistą relację na rzecz ociężałości (por. 1Sm 4, 18b).

            Są też i tacy, którzy albo się już zestarzeli, przyzwyczaili do rzeczywistości do której nie sposób się przyzwyczaić, albo sprawdza się na nich stare powiedzenie: „mistyk wystygł – wynikł cynik!”. To bardzo bolesna część współistniejącej historii, na której analizę nie jestem gotowy – może kiedyś. Jest ona owiana przedziwną tajemnicą bólu i utraty czegoś tak istotnego, że smutek nie pozwala na dziś dotykać tej rany. Podejrzewam, że ukrywa się za nią utrata osobistej, bliskiej, żywej relacji z Przyjacielem – Oblubieńcem (por. J 3, 29-30). Bywa ona zasłaniana pozorami naukowości i „rzeczowego” podchodzenia do tematu wiary jako fenomenu czystego aktu rozumu i logicznie wynikających z nich obowiązków, których spełnienie daje poczucie dobrze wypełnionego obowiązku i prawa do przywilejów sprawowanych urzędów. Jednak, czy nie o tym przestrzega nas Duch Święty: Ci bowiem, którzy raz otrzymali światło, zakosztowali daru nieba jako uczestnicy Ducha Świętego, zakosztowali też wspaniałego słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a mimo to odpadli, nie są w stanie się nawrócić! Krzyżują oni w sobie na nowo Syna Bożego i wystawiają na szyderstwo. (Hbr 6, 4-6); oraz Będą zachowywać pozory pobożności, a wyprą się tego, co jest jej siłą. Unikaj takich ludzi. (2Tm 3, 5) Na dziś zamknijmy tę część rozważań modlitwą o otwartość na dar Ducha Świętego, który wieje kędy chce. Obyśmy pozostawali w Jego powiewie z nastawionymi żaglami, by być gotowymi do wypłynięcia na głębię, do czego aktualnie zaprasza nas Pan: Duc in altum!:

Duchu Święty – natchnij mnie.

Miłości Boża – pochłoń mnie.

Po prawdziwej drodze – prowadź mnie.

Maryjo, Matko moja – strzeż mnie.

Od wszelkiego zła,

od wszelkiej iluzji,

od wszelkiego niebezpieczeństwa – zachowaj mnie.

(bł. Miriam z Betlejem)

ks. Artur Godnarski

Gubin, dn. 21 stycznia 2009r.